wtorek, 13 grudnia 2016

Rozdział 7

Przy wchodzeniu do pociągu przeszedł mnie dreszcz... znowu jadę pociągiem i boję się co może mnie tu spotkać... podróż mijała spokojnie, nic się nie działo. Jednak ja byłam ciągle skupiona. Chodź inni śmiali się i rozmawiali ze sobą, ja spoglądałam w okno gotowa na wszystko
-Coś cie trapi?- spytał Tymon i usiadł przede mną
-Nie, nic takiego. Po prostu zastanawiam się co będziemy tam robić- powiedziałam
-Chyba to co zwykle się robi na imprezach czy balach... no wiesz... taniec, muzyka...- mówił
-I tort!!!- przerwała mu Chakie
-Tak... i tort- powiedział. Jechaliśmy dalej. Byliśmy na miejscu. Wysiedliśmy i od razu weszliśmy do wielkiego zamku... To chyba zamek dwóch sióstr
-To teraz zabawa jak za dawnych czasów!- powiedziała Rainbow Dash unosząc się w powietrzu
-Uspokój się Dash, jesteś w pałacu!- powiedziała Rarity
-To wy idzci się zabawić, a my musimy się spotkać z księżniczką Celestią- powiedziała Twilight. Wszystkie sześć przyjaciółek poszły do jakiejś komnaty. Zostawili nas przed wielką salą, gdzie było wiele kucyków. Nie wiedziałam co robić... strasznie się stresowałam. Chakie tylko piskła z radości i poszły gdzieś z Snowflake
-To ja idę się rozejrzeć- powiedział Tymon i wtopił się w tłum. Zaczęłam chodzić bez celu przez tłum. Nagle wpadłam na kogoś
-Oj, przepraszam. Nie zauważyłam cię...- powiedziałam i spojrzałam na tą osobę. To był ten sam chłopak, na którego wpadłam wysiadając z pociągu do Ponywille
-Nie no spoko... też się zagapiłem. Straszny tu tłum- odpowiedział
-Masz racje, sporo tu ludzi...- powiedziałam
-Wiesz może, gdzie jest balkon? Jestem tu pierwszy raz i nie znam tego zamku. Podobno są tam piękne widoki- powiedziałam
-Przykro mi, ja też jestem tu pierwszy raz- powiedziałam
-To może razem poszukamy?- spytał
-Okey- odpowiedziałam trochę rumieniąc się. Zaczęliśmy razem chodzić i szukać tego balkonu
-Wkońcu- powiedział chłopak wskazując na wielkie wyjście na dwór. To był ten balkon. Był on naprawdę wielki
-Spójrz zachód słońca- powiedział. Po chwili zastanawiania się skumałam, że naprawdę było zaćmienie słońca.... ale niedawno było jasno...
-Tak w ogóle, jak się nazywasz?- spytał
-Rous  Scwarts, a ty?- odpowiedziałam
-Kero Shane- powiedział. To nazwisko brzmi jakoś znajomo.... nie wiem czemu. Nagle podszedł do nas jakiś mężczyzna. Wyglądał bardzo... bogato
-Kero, chodzisz po tym pałacu, a ja nie mogę cię znaleść- powiedział
-Przepraszam tato...- odpowiedział. Nagle mężczyzna zauważył mnie...
-Co to za dama?- spytał
-O, to Rous Scwarts... wpadliśmy na siebie niedawno- odpowiedział. Mężczyzna prychnął
-Scwarts... jak to możliwe, że przybyłaś tu aż z Woldejn?- spytał
-Zna pan to miejsce?- spytałam
-Tak i twoich rodziców... Których nie darzę szacunkiem...- odpowiedział
-Dlaczego?- spytałam
-To osobiste sprawy. Nie mieszaj się w to- powiedział patrząc mi prosto w oczu z morderczym spojrzeniem
-Uważaj Kero... nie każdy jest taki na jakiego wygląda- powiedział i odszedł
-To na serio twój tata?- spytałam -Jest trochę straszny...- dodałam
-Tak... i w dodatku strasznie nad opiekuńczy od kiedy mama...- powiedział, ale nie skończył
-Twoja mama nie żyje?- spytałam. Kero nic nie odpowiedział
-Rozumiem... nie wiedziałam...-powiedziałam
-To nie twoja wina- powiedział i westchnął -koniec tych smutków...- szepnął
-Idziesz na poczęstunek?- spytał próbując się uśmiechnąć
-Tak, jasne- odpowiedziałam. Weszliśmy do środka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz