piątek, 16 grudnia 2016

Rozdział 10

Z powodu najazdu na królestwo musieliśmy wrócić do Ponywille... Kero został w Canterlot, bo tam mieszkał... ale coś było nie tak, bo nie było z nami Tymona. Na początku gali gdzieś poszedł i do teraz nigdzie go nie widziałam. Zaczęłam się o niego bać... Wszyscy wmawiają mi, że nie jestem jakąś niańką żeby wszystkiego pilnować... ale ja myślę inaczej. Skoro inni nie mogą to ja coś zrobię. Byłam w domu. Z okna patrzałam na wieki zamek dwóch sióstr... nawet stąd było widać tą dziurę. Nie wytrzymałam. Wyleciałam przez okno i poleciałam do zamku. Trochę mi to zajęło. Było w nim pełno strażników. Przemknęłam się do sali tronowej. Zajrzałam wszędzie, ale nigdzie nie widziałam powodu przybycia tej mazi. Poleciałam niżej... tam skąd przybyło to coś. Znowu zaczęłam szukać. Na podłodze znalazłam część tego czegoś. Nie miałam nic więc włożyłam to coś do słoika, który leżał na szafce. W domu postaram się coś znaleść o tym w księdze. Nagle nadepnęłam na coś. To były czyjeś włosy... dobrze rozpoznawałam ten kolor...
-Tymon?- powiedziałam do siebie. Podniosłam je... co dziwne kilka włosków było jasno-zielonych... jak ta maź... ona... dopadła go. Łza spłynęła mi po policzku. Spojrzałam w niebo. Byłam teraz strasznie zdeterminowana. Poleciałam do domu z większą prędkością niż do zamku. Natychmiast otworzyłam księgę i zaczęłam szukać. Patrzałam na wszystkie strony, wszystkie szczegóły, wszystkie pojedyńcze słowa. Jednak nic nie znalazłam... gdzie ja mogę znaleść księgi? Dom Twilight! Opowiadała mi, że ma tak sporą bibliotekę. Szybko tam poleciałam. Nikogo nie było więc nikt nie będzie wiedział, że tu jestem. Zaczęłam szukać. Znalazłam książkę o tytule "Dziwne mazie i ciecze". Otworzyłam i zaczęłam szukać. Na jednej ze stron zobaczyłam tę maź! Nagle ktoś za mną zasłonił ją kopytem...
-Za dużo wiesz...- powiedział. I magicznie spalił księgę. Odwróciłam się
-Halo?- spytałam, ale nikogo nie było...
-T-to była groźba? Czy ostrzeżenie?- spytałam, ale nawet jeśli ktoś tu był... to teraz go nie ma. Spojrzałam na proch po książce...
-Z tego za wiele się nie dowiem...- powiedziałam. Wróciłam do domu... podeszłam do mojego słoika i zauważyłam, że maź uciekła... nawet jeśli słoik był dobrze zamknięty. Spojrzałam za siebie i zobaczyłam to dziwne coś przemieszczające się pomiędzy szafkami
-T-to żyje?!- spytałam. Zaczęło leź w moją stronę. Nie wiedziałam co zrobić. Nadepnęłam na to... nie wiedziałam co teraz. To coś zaczęło wspinać się po mojej nodze. Nagle przez drzwi wparowała Zecora i rzuciła we mnie jakimś dziwnym proszkiem. Przez chwilę się dusiłam, ale potem zobaczyłam, że ten proszek jakby "zabił" te maź
-Nie trzyma się takich rzeczy przy boku, uważaj by to nie wlazło ci do oczu- powiedziała
-Ale co to jest?! Kim jest ta osoba w domu Twilight, która spaliła księgę?!- spytałam wystraszona
-To ktoś kogo dobrze znasz... przez niego te problemy masz- odpowiedziała
-Ktoś kogo znam?- spytałam
-Nie mogę powiedzieć... on nie może więcej wiedzieć...- odpowiedziała i znowu wyparowała... Po tym wszystkim byłam wykończona... padłam... nawet nie na łóżko, tylko na podłogę. Zasnęłam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz